Po zakupieniu nowego sprzętu komputerowego nierzadko stajemy przed koniecznością zagospodarowania starych podzespołów. Możemy oddać je rodzinie lub znajomym (jeżeli je zechcą), sprzedać w komisie komputerowym (za grosze) bądź upchnąć w szafie z nadzieją, że kiedyś się przydadzą. Moc obliczeniowa pecetów zwiększana jest w tak szybkim tempie, że kilkuletnie komputery są już obecnie zabytkami. Dzięki Linuksowi możemy je jednak efektywnie wykorzystywać, i to nie tylko w roli bezdyskowej zapory sieciowej, ale jako stacje robocze – w zastosowaniach biurowych, a nawet multimedialnych.
14.9.2004 15:00 | Paweł Wolniewicz | přečteno 71008×
W artykule opiszę sposób instalacji i konfiguracji Linuksa na komputerach PC o bardzo niewielkich możliwościach sprzętowych. Zupełnie wystarczająca będzie następująca konfiguracja:
Pierwszą decyzją, jaką musimy podjąć w związku z instalacją Linuksa na przestarzałym komputerze, to kwestia wyboru właściwej dystrybucji. Powinniśmy skorzystać z najbardziej popularnych rozwiązań – Fedora, Mandrake, Debian, Slackware lub SuSE. Przed rozpoczęciem instalacji sprawdźmy jeszcze w Internecie, czy dla wybranej przez nas dystrybucji dostępne są pakiety binarne zawierające oprogramowanie, na którym szczególnie nam zależy. Samodzielna kompilacja potrzebnych aplikacji na komputerze starej daty nie jest dobrym rozwiązaniem – pochłania ona mnóstwo czasu. Jeszcze poważniejszy mankament stanowi konieczność instalacji kompilatorów i pakietów *-devel
. Na dysku twardym o pojemności rzędu 0,5 GB po prostu nie da się ich zmieścić, zwłaszcza jeżeli zamierzamy jeszcze przechowywać spor ilość własnych danych. Dlatego też wybór popularnego systemu, dla którego spakietowano większość linuksowych programów, jest taki ważny.
Wybierając dystrybucję Linuksa pamiętajmy, by zdecydować się na jak najnowszą jego wersję. Starsze wydania z reguły mają niewiele mniejsze wymagania sprzętowe. Ponadto szybki rozwój aplikacji dla Linuksa sprawia, że dystrybucje liczące sobie więcej niż rok zawierają przestarzały zestaw oprogramowania. Trudne jest również zdobycie dodatkowych pakietów binarnych dla takich dystrybucji – linki na stronach internetowych są już często nieaktualne. Z drugiej jednak strony pakiety składające się na aktualne dystrybucje Linuksa coraz częściej optymalizowane są pod kątem procesorów klasy Pentium i nowszych. Użytkownicy starszych architektur powinni wybierać systemy i pakiety oznaczone jako i386
oraz i486
. Informację o typie procesorów, dla którego zoptymalizowana została dana dystrybucja, odczytać możemy z nazw poszczególnych pakietów lub katalogów, w których zostały one umieszczone.
Dość powszechnie panującym stereotypem jest przeświadczenie, że dla starych komputerów najodpowiedniejszymi dystrybucjami są Debian GNU/Linux i Slackware. Przyczyna tkwi w niesamowitej konfigurowalności tych systemów, pozwalającej na optymalne dostrojenie wszystkich możliwych opcji i parametrów oraz na "wyrzucenie" wszystkiego, co zbędne. Pozostałe dystrybucje oferują jednak podobne możliwości, stąd też nie powinniśmy rezygnować z ulubionego systemu – z pewnością uda się go dostosować do możliwości peceta-staruszka. Faktem jest jednak, że jeśli posiadamy nie więcej niż 0,5 GB wolnego miejsca na dysku twardym, to korzystnie jest wybrać Debiana bądź Slackware – systemy te tuż po zainstalowaniu zajmują najmniej cennej przestrzeni.
Wybrana przez nas dystrybucja powinna posiadać tekstowy instalator. Nie będzie on marnował cennych zasobów komputera, dzięki czemu cały proces instalacji będzie trwał krócej. Zmniejszy się również prawdopodobieństwo wystąpienia błędów, wynikających na przykład z nieprawidłowego wykrycia przestarzałej karty graficznej.Warto pamiętać, że tekstowym instalatorem dysponują nie tylko dystrybucje Slackware i Debian. Jest on również obecny w systemach powszechnie uważanych za "łatwe w instalacji". Dostęp do niego można z reguły uzyskać tuż po uruchomieniu bootowalnej płyty CD, wpisując odpowiedni parametr w wierszu poleceń boot
(w przypadku dystrybucji Mandrake wydajemy komendę text
).
Podczas instalacji Linuksa szczególną uwagę powinniśmy zwrócić na na etap wyboru pakietów. Jest on w znacznym stopniu zautomatyzowany – wszystkie dystrybucje oferują użytkownikowi możliwość zainstalowania jednym naciśnięciem klawisza całych grup pakietów. Korzystanie z tej wygodnej funkcji nie jest jednak zalecane podczas instalacji Linuksa na niewielkim dysku twardym. Kilka zbędnych, ale wymagających pakietów może wywołać lawinę zależności, których spełnienie będzie wymagało zajęcia niemal całej partycji dyskowej. Na tym etapie instalacji odznaczmy zatem wszystkie grupy oprogramowania i zdecydujmy się na opcję ręcznego wyboru pakietów – jest ona dostępna w niemal każdej dystrybucji, także tych uchodzących za łatwe w instalacji.
Meandry instalacji grup pakietów. Zaznaczenie gier spowoduje dodanie pakietu gnome-gnomine
i bibliotek GNOME (program tasksel
, Debian GNU/Linux).
Wybierając samodzielnie pakiety zaznaczajmy tylko te najbardziej potrzebne – wymagane do uruchomienia systemu, trochę przydatnych narzędzi dla konsoli i tryb graficzny X Window System (bez menedżerów okien). Skróci to czas instalacji, a potrzebne oprogramowanie umieścimy na dysku nieco później, sprawdziwszy uprzednio jego wymagania i zależności.
Po zainstalowaniu "gołego" systemu operacyjnego warto jeszcze raz zajrzeć do programu instalującego pakiety i sprawdzić, czy na dysku nie znajdują się niepotrzebne programy. Jeżeli nie są one wymagane przez system operacyjny lub inne aplikacje, to warto je usunąć. Kolejnym krokiem powinno być wyłączenie zbędnych demonów i usług. Zmniejszy to ilość wykorzystywanej pamięci RAM i odciąży komputer.
Niemal każda dystrybucja posiada narzędzie zarządzające uruchomionymi usługami i demonami. W zależności od wykorzystywanego systemu może to być program redhat-config-services
(Red Hat, Aurox), Centrum sterowania (panel System→Usługi w dystrybucji Mandrake) lub YaST (SuSE). Narzędzia te pozwalają użytkownikowi na przeglądanie listy uruchamianych usług, ich usuwanie bądź restartowanie. Krótkie opisy ułatwiają zorientowanie się w funkcjach danego demona.
Manipulując usługami starajmy się, by nie zatrzymywać procesów niezbędnych do prawidłowego działania systemu. Przed wyłączeniem jakiegokolwiek demona należy przeczytać jego opis lub informacje zawarte w podręczniku systemowym man
.
Jeżeli nie mamy dostępu do żadnego narzędzia zarządzającego usługami, a nie lękamy się samodzielnej edycji plików konfiguracyjnych Linuksa, to zajrzyjmy do katalogu /etc/rc.d
(lub bezpośrednio do /etc
). Znajdziemy w nim podkatalogi rc0.d
, rc1.d
i dalej, aż do rc6.d
. Wewnątrz z nich umieszczone są z kolei dowiązania symboliczne o ściśle określonych nazwach, złożonych z trzech członów – litery K lub S, dwucyfrowej liczby, a także nazwy usługi. K powoduje wyłączenie demona, natomiast litera S – uruchomienie danej usługi. Liczba znajdująca się w dalszej części nazwy decyduje o kolejności startowania/zatrzymywania usług. Sprawdźmy, czy wśród dowiązań nie znajdują się takie, które wywołują zbędne, a pamięciożerne procesy.
Listy uruchomionych i zatrzymywanych usług umieszczone są we wszystkich podkatalogach rc*-d
. W żadnym wypadku nie powinniśmy jednak dokonywać zmian w każdym z nich. Cyfry w nazwach podkatalogów oznaczają poziomy pracy systemu. Podczas uruchamiania Linuksa w trybie tekstowym (poziom 2 bądź 3) uruchamiane są usługi wylistowane w rc2.d
lub rc3.d
. Jeżeli do systemu logujemy się już w środowisku graficznym, to włączane usługi znajdziemy w podkatalogu rc5.d. Pozostałe poziomy pracy Linuksa są dla nas mniej ważne. Więcej informacji o nich znaleźć możemy w serwisie Newbie.linux.pl.
W przypadku dystrybucji Slackware zarządzanie usługami wygląda nieco inaczej. Wszystkie pliki uruchamiające i zatrzymujące procesy znajdują się w jednym katalogu - /etc/rc.d
. Każdemu z zainstalowanych w systemie demonów odpowiada plik o nazwie rc.*
, gdzie *
oznacza nazwę usługi. Aby pozbyć się niepotrzebnych procesów, wystarczy przenieść odpowiednie pliki rc.*
do innego katalogu. Pamiętajmy jednak, by nie usuwać zbiorów rc.S
, rc.M
, rc.modules
i rc.local
. Są one wykonywane podczas każdego startu systemu i odpowiadają bezpośrednio za uruchamianie wszystkich, także tych niezbędnych, usług oraz modułów jądra.
Po zakończeniu przeglądu uruchamianych demonów zrestartujmy system. Jeżeli umiejętnie wyłączyliśmy zbędne usługi, to komputer powinien uruchomić się nieco szybciej. Oczywiście przyspieszenie to nie będzie odczuwalne w pierwszej fazie startowania Linuksa, podczas ładowania jądra. Możemy to jednak zmienić w drodze rekompilacji kernela. W efekcie otrzymamy mniej wymagające jądro, skrojone do naszych rzeczywistych potrzeb. Zastanówmy się jednak, czy kompilacja kernela jest naprawdę konieczna. Na słabych komputerach może ona trwać nawet godzinę, a w przypadku popełnienia błędu w konfiguracji nie unikniemy powtórzenia całego procesu. Ponadto konieczna będzie instalacja kompilatora języka C i źródeł jądra, co w przypadku niewielkich dysków twardych może okazać się niemożliwe.
Podczas pracy z Linuksem na słabych komputerach wykorzystać można wszystkie dostępne narzędzia optymalizacyjne – na przykład programy hdparm
, linuxconf
, tune2fs
i wiele innych. W praktyce jednak w większości przypadków nie będą nam one potrzebne. Współczesne dystrybucje rozsądnie wykorzystują zasoby komputera i czynności takie, jak kontrola ustawień dysku twardego, nie są już konieczne. Nie sięgajmy więc na siłę po programy optymalizacyjne. Ich niepoprawne użycie może nawet uszkodzić system.
W tym momencie możemy już zabrać się za instalowanie oprogramowania dla trybu graficznego. Na samym początku powinniśmy wybrać odpowiedniego menedżera okien. W przypadku przestarzałych komputerów niewskazane jest korzystanie z KDE bądź GNOME – ich uruchamianie może trwać nawet do 2 minut. Również poszczególne programy przeznaczone dla tych środowisk będą działać zdecydowanie zbyt wolno. Poważnym mankamentem KDE i GNOME jest też spora objętość tych menedżerów trybu graficznego. Ich instalacja (razem z aplikacjami) może pochłonąć nawet kilkaset megabajtów cennego miejsca. Starajmy się zatem unikać nie tylko KDE/GNOME, ale również programów pracujących pod kontrolą tych środowisk. Zaznaczenie takich aplikacji w instalatorze pakietów spowoduje, że automatycznie dodane zostaną biblioteki KDE/GNOME, a ilość wolnego miejsca na dysku znacząco spadnie.
Duet KDE/GNOME, choć bardzo popularny, nie stanowi na szczęście jedynego dobrego rozwiązania. Możemy skorzystać z co najmniej kilku innych menedżerów okien – wszystkie one mają o wiele skromniejsze wymagania sprzętowe, również ich objętość jest znacząco mniejsza. Wybór menedżera okien w dużej mierze zależy od naszych upodobań, ale szczególną uwagę powinniśmy zwrócić na Xfce, FluxBox, IceWM i Window Makera. Mają one bardzo duże możliwości, są estetyczne i ergonomiczne, a ponadto –w pełni konfigurowalne.
Z wszystkich "lekkich" menedżerów okien najbardziej cenię sobie Xfce. Jest to oczywiście moja subiektywna opinia, niemniej zalety i funkcje tego środowiska są imponujące. Oprócz menedżera trybu graficznego pakiet Xfce zawiera jeszcze szereg przydatnych programów: menedżera plików, okienka uruchamiania aplikacji i wyszukiwania dokumentów oraz kilka prostych narzędzi konfiguracyjnych. Oprócz nich jest jeszcze funkcjonalny pasek narzędziowy. Niewątpliwą zaletę Xfce stanowi jego estetyczny wygląd, pozbawiony jednak graficznych wodotrysków. Dostępna jest ponadto polska lokalizacja interfejsu.
Pakiet Xfce zawiera, oprócz menedżera okien, narzędzia do zarządzania plikami i uruchamiania programów.
Bardzo popularnym menedżerem okien jest również FluxBox. Także on znakomicie sprawdzi się na słabszych komputerach. Z powodzeniem możemy również wykorzystać protoplastę FluxBoksa – środowisko Blackbox. Oba te menedżery posiadają przyjemny, estetyczny interfejs, pasek narzędziowy oraz wbudowany mechanizm wirtualnych biurek.
Wzmiankę o menedżerach Window Maker oraz IceWM zostawiłem na koniec – zapewne nie trzeba ich nikomu przedstawiać. Ogromną zaletę Window Makera stanowi ogromna ilość narzędzi i apletów, które możemy zadokować na pulpicie. Estetyczny interfejs menedżera jest łatwy w modyfikowaniu zarówno z poziomu plików konfiguracyjnych, jak w graficznego "centrum sterowania".
Siłę środowiska IceWM stanowi imponująca konfigurowalność. Z pewnością nie będziemy mieli okazji poznać wszystkich funkcji i opcji zaszytych w jego plikach. Charakterystyczną cechą IceWM, odróżniającą go od opisywanych wcześniej menedżerów trybu graficznego, jest jego podobieństwo do systemów MS Windows. To efekt obecności charakterystycznego paska zadań, na którym umiejscowiony jest odpowiednik przycisku Start oraz ikony uruchamianych aplikacji. Wymagania sprzętowe IceWM są niewielkie, z powodzeniem możemy więc korzystać z tego menedżera nawet na archaicznych komputerach.
Instalację i optymalizację Linuksa oraz trybu graficznego mamy już za sobą. W drugiej części artykułu wybierzemy oprogramowanie, które pozwoli nam na pracę z dokumentami tekstowymi, korzystanie z Internetu, poczty i grup dyskusyjnych, a nawet na uczynienie z naszego peceta-staruszka multimedialnej stacji roboczej.
Autor: Pawel Wolniewicz, 08-09-2004